sobota, 6 kwietnia 2013

Anioł

Tak się składa, że wpadłam dziś prosto na Ojca E.

To niesamowite, tak po prostu wpaść na kogoś Nieuchwytnego, kogoś do Kogo ustawiają się wielogodzinne kolejki, kogoś kto wcale nie wygląda, jakby w ogóle stawiał kroki poza murami klasztoru.

Nie podejrzewałam go o tak raźny, dziarski chód. Niemal zgięty wpół, w odpowiedzi na pozdrowienie uniósł wysoko głowę i uśmiechnął się do mnie pogodnie, zza długiej siwej brody.

- To Ojciec tak sam?... Do Klasztoru wraca? - dałam wyraz swojemu zaskoczeniu, że ten oto nieprawdopodobnie stary, schorowany człowiek, sam jeden maszeruje ulicami miasta.
- Nie do klasztoru, do tramwaju idę, bo muszę jechać (...)
I nie jestem sam, zawsze mam ze sobą swojego Anioła.



Zabawne, że zamartwiałam się o Świętego. Ja, z moim pokręconym życiem i Aniołem zgubionym nie wiadomo gdzie i kiedy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz