Lucy śpi dziś bardziej spokojnie niż wczoraj, za to rozrywki dostarczają mi niezidentyfikowani sąsiedzi, którzy właśnie po raz piąty w ciągu ostatnich dwóch godzin odśpiewują uroczyste Stolat. Każda kolejna wersja jest bardziej głośna i ku mojemu nieustannemu zdumieniu – jeszcze bardziej entuzjastyczna od poprzedniej.
Zaczynam już wścibsko kalkulować czy to moja klatka, czy ta obok, piętro wyżej a może dwa...? Sięgam pamięcią wstecz, odświeżając wspomnienia swoich osobistych celebracji i nijak nie mogę doszukać się choć jednej, którą dałoby się postawić naprzeciwko tej z góry, jako godnego rywala. Z pewną zawiścią muszę przyznać – chyba nikt nigdy, tak donośnie i po wielekroć nie cieszył się z powodu rocznicy moich narodzin..!
A może "zakatarzona matka" to jakiś stały filar tej grupy upierdliwych sąsiadek, co mają w zwyczaju okładać kijem od szczotki własny sufit, a tym samym podłogę szczęśliwców, którzy poważyli się cieszyć zbyt głośno?
O, a teraz ktoś na podwórku (jeśli można tak zaszczytnie nazwać osiedlowy skwer) donośnie krzyczy CRAAACOOOVIAA...
och, jak się cieszę, że Cię tutaj odnalazłam! uwielbiałam 'Lucy', zwłaszcza, że jesteście kilka kroków przed nami (moja córka jest o 9 miesięcy młodsza od Twojej) i niejako 'oświetlacie nam drogę'
OdpowiedzUsuńbardzo nam miło :) nie sądziłam, że ktoś nas jeszcze pamięta! jak nas znalazłaś w takim razie? tego bloga w żaden sposób nie udostępniałam, tak nieśmiało tu zaczynam na uboczu, póki co badając czy starczy czasu i weny... Pozdrawiamy ciepło :)
Usuń