sobota, 2 marca 2013

szkarlatyna

Lucy ma szkarlatynę. Co chwilę podnosi się w rozgorączkowanym śnie i rzuca w przestrzeń niewyraźne strzępki zdań typu "zabierz tego kota", "to takie dziwne" albo "to ucho powinno być bardziej zaokrąglone" po wypowiedzeniu których, kładzie głowę z powrotem na poduszce.

Dzień minął nam sennie i smętnie, Luśka większość czasu spała, leżała albo domagała się prostych, spokojnych rozrywek typu czytanie, co bardzo jest do niej niepodobne. W ogóle jakaś taka poważna i dorosła mi się wydaje w tej chorobie, swój chorobowy stan znosi z wielką cierpliwością i godnością.

– Źle się czujesz?
– Tak.
– A mogę Ci jakoś pomóc?
– Nie..
– Dasz sobie radę?

Na to ostatnie pytanie, które nie wiem skąd mi się zadało, odpowiedziała tylko lekkim kiwnięciem głowy i wymownym uśmiechem. Ten uśmiech mnie rozczulił bardzo, bo zupełnie nie był komentarzem do sytuacji. To był uśmiech pocieszający mamę, która musiała mieć mocno zatroskaną minę. Był skierowany  d o  mnie – te małe kąciki ust podniosły się  d l a  mnie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz